szczęśliwego nowego roku 2018!

Postów ostatnio mało, bo najpierw uganiałam się za hyczką, teraz za grzybkami, które obrodziły wyjątkowo… Powiem nawet, że chyba przez całe swoje życie nie zebrałam tyle grzybów, co w tym roku 😉 Zbierać to jedno, ale potem trzeba to wszystko obrać, ususzyć / ugotować / usmażyć / zrobić marynatę. Pracy jest mnóstwo, ale warto, bo nawet marynata mi się nieźle udała muszę przyznać 🙂
Więc tak na bardzo szybko, między tym wszystkim, udało mi się choć na chwilę pojechać do Łodzi na Light Move Festival. Niewyspana totalnie, nie do końca przygotowana (na szczęście baterii w aparacie wystarczyło 😉 ), na łapu capu, ale pojechałam!
I co? I bardzo pozytywne wrażenia! Z parkowaniem ani korkami nie było problemu, miasto okazało się piękne (bo to moja tak naprawdę pierwsza w Łodzi wizyta), Manufaktura piękna, centrum piękne ze starymi, odnowionymi lub nie, starymi kamienicami, z licznymi ciekawymi muralami. Za postaciami z bajek nie było już czasu się po nocy uganiać, bo jednak zmęczenie zrobiło swoje, ale całość bardzo na plus!
A Light Move Festival… zdjęcia wyszły super (przynajmniej niektóre, hehe, bo statywu nie chciało mi się dygać 😉 ), ale one nie oddają tak naprawdę jak to wszystko tam wyglądało. Chciałam na coś takiego wybrać się już rok temu, jakoś nie wyszło, teraz powiedziałam, że choćby nie wiem co jadę! Byłam krótko i pozostał niedosyt, tak festiwalu jak i miasta. Ale… następny Light Move Festival już za rok – mam nadzieję! 🙂
PS. Jedyne, do czego mogłam się ‚przyczepić’, to fakt, że jak mówili, tak zrobili… punktualnie o północy wszystko zgasło… Mogli choć podświetlone kamienice na Piotrkowskiej zostawić z godzinkę dłużej dla spóźnionych fotografów 😉 Wyglądały pięknie, a zdjęć nie zdążyłam już zrobić. Żartuję oczywiście, bo ludzie na Piotrkowskiej też pewnie chcą spać, ale… 😉
A tu jeszcze kilka miastowych migawek:
.